Duchowość wujka Markiewicza

facebook twitter

02-11-2021

Kiedyś w El Palomar miałem okazję rozmawiać z pewną parafianką o księdzu Bronisławie Markiewiczu. Dowiedziałem się wtedy, że w Argentynie żyją osoby o takim samym nazwisku, a w Buenos Aires mieszka nawet niejaka Berta Markiewicz, przyjaciółka mojej rozmówczyni. Po tej rozmowie zainteresowałem się historią tej rodziny, z nadzieją, że znajdę tam bliższe pokrewieństwo z bł. Bronisławem Markiewiczem. Berta, z którą się skontaktowałem zafascynowała się tą sprawą. Potem ta zacna pani szerzyła duchowość „wujka” Markiewicza, jak zwykła nazywać błogosławionego Bronisława. Przyjeżdżała do mnie do El Palomar, zaopatrywała się w obrazki, foldery i książki z nim związane, a potem rozdawała w swojej parafii w Vicente López, gdzie mieszkała. Udawała się także pociągiem do katedry w Buenos Aires i tam również dzieliła się swoim świadectwem i tymi materiałami.

Wędrówka w nieznane

Moje poszukiwania rozpocząłem od historii powszechnej XIX wieku. Wówczas to chłopi z Galicji Wschodniej grupami przybywali do Argentyny, która proponowała im stosunkowo tanią ziemię. Jedna z takich grup osiedliła się początkowo w miejscowości Apóstoles, niedaleko Paragwaju. A potem założyła malutką wioskę Azara, przytuloną do Brazylii, zatopioną w ogromnym obszarze Misiones, powołaną dla przybyszów z Galicji dekretem prezydenta kraju 21 lipca 1900 roku. Przybyli z Horodenki, Jezierzan, Trembowli, Kołomyji, Zaleszczyk, Borszczowa i z wielu innych miejscowości.  Krzyż przy wejściu do kościoła parafialnego w Azara, którym emigrujący z Galicji do Ameryki w 1897 roku zostali pobłogosławieni, jest dziś jedynym świadkiem tamtego bolesnego rozstania.

W grupie, która opuściła rodzinną ziemię, był młody Jan Markiewicz. Po krótkim pobycie w Apóstoles powraca do Galicji. Zabiera ze sobą żonę, dziesięcioletniego syna Marcina i młodszych Marysię, Anię i Michałka i w 1901 roku ponownie przybywa do nowej rzeczywistości. W miejscowości Azara rozpoczyna życie od nowa. Tam, z Bożej dobroci, przyszło mu na świat siedmioro kolejnych dzieci, tak jak to było w wielu innych rodzinach.

Z Buenos Aires emigranci płynęli barkami w górę rzeki Parany, aż do miasta Posadas. Stamtąd udawali się pieszo do nowej ziemi, której dzikość musieli poskramiać pracą i cierpliwością, płacąc niestety bardzo często ogromnymi ofiarami. Wielu z nich w drodze do tej ziemi obiecanej umarło. Inni nie byli w stanie później znieść uciążliwego gorącego klimatu. Wszyscy, będąc rolnikami, musieli stanąć do walki z egzotycznymi plagami, zupełnie im nieznanymi, i z wyjątkowo niszczycielskimi mrówkami. Choroby i wypadki dziesiątkowały ich potomstwo, które dzięki Bogu było liczne.

Potomkowie Jana Markiewicza                                                                 

Szesnastoletni Antonio, widząc chorego dziadka Jana Markiewicza, postanowił udać się na koniu do Apóstoles po lekarstwo. Czekało go 20 km drogi. Nadchodząca burza nie wróżyła nic dobrego. Pomimo tego Tony wyruszył. Po drodze musiał przekroczyć rzekę Tunas, która w czasie ulewy wzbierała nawet do kilku metrów. Przemierzał ją już wcześniej wiele razy. Niestety, tym razem do domu powrócił tylko sam koń.                                                                                                     

Wiele dzieci żegnało ten świat ukąszone przez jadowite żmije i skorpiony lub zaatakowane przez dzikie zwierzęta, tygrysy i jaguary. Dla przybyszów zabójcza była także tęsknota za ojczystym krajem. Tylko najmocniejsi byli w stanie to wszystko przeżyć. W tej walce o przetrwanie, jak zawsze, ogromną rolę odgrywali polscy kapłani. W późniejszych czasach, by bolesne ślady zadane przez twarde życie, odosobnienie i obcość nie pozostawały w nich na zawsze, umacniali ich w wierze księża Edward i Antoni Sołdygowie, kuzyni ojca księdza Jana Sołdygi, michality. Ks. Jan też odznaczał się duchem misyjnym, pracując w Paragwaju. Niestety jego posługiwanie było bardzo krótkie, gdyż po dwuipółletnim pobycie na misjach, w 1983 roku ginie w wypadku samochodowym.                                                                                                                             

Inni potomkowie Jana Markiewicza, podobnie jak Berta, myśleli nawet, że są spokrewnieni z naszym Ojcem Założycielem. Takie przypuszczenie sugerowały między innymi imiona, jakie nosili: Dominga, Ladislao, Estanislao, Sofía, Buenaventura, Miquel, Mariano, lub wykonywane przez nich zawody, adwokata czy sędziego, których w tej rodzinie nie brakuje. Uczynione jednak badania genetyczne DNA w 2009 roku nie potwierdziły pokrewieństwa.                                                      

Polskie rodziny osiedlone w Misiones wydały około stu sióstr zakonnych i trzydziestu kapłanów. Czterech wnuków Jana Markiewicza, wśród których było trzech braci, poszło śladami Chrystusa i zostawiło kapłańskie ślady pod Krzyżem Południa.