Marzenie czy proroctwo?

facebook twitter

13-04-2024

Pewnego razy był wśród nas Przewielebny Ojciec Generał ks. Aleksander Ogrodnik. Mógł to być rok 1985, w porze jesiennej. Rozmowa zeszła na temat naszej pracy w Sanktuarium w Castel Sant’Elia. Cieszyliśmy się wieloma rzeczami, któreśmy zdołali uczynić i snuliśmy plany na przyszłość. Wówczas Ojciec Generał uśmiechając się nieśmiało, powiedział żartobliwie: „Pozostało nam jeszcze zdobyć Sanktuarium św. Michała Archanioła na Monte Sant’Angelo”. Gruchnęliśmy wszyscy śmiechem, jakby to była mowa o locie kosmicznym na księżyc. Nikomu z nas nie przyszło na myśl, że za 10 lat, na wiosnę 1995 roku Opatrzność Boża już nas tam umieści...

Mali pielgrzymi

W maju zawsze było bardzo dużo pielgrzymek autokarowych. Niektórzy pielgrzymi zatrzymywali się nawet na kilka godzin w Sanktuarium, biwakując w ogrodzie pod sosnami. Byli to na ogół dorośli lub całe rodziny z dziećmi. Czerwiec natomiast należał do dzieci. Przyjeżdżało tu wiele szkół różnych stopni, by podziękować Panu Bogu i Matce Najświętszej za miniony rok szkolny. Najczęściej były to szkoły prywatne prowadzone przez Siostry zakonne lub Braci Szkolnych. Pewnego razy przyjechały dwa autokary dzieci z Siostrami Matki Bożej Bolesnej z Rzymu. Po Mszy świętej wszystkie „wpadły” do sklepiku i zaczęły się zakupy.  Na szczęście przyszła mi z pomocą Siostra, Niemka. Miała swoją wypróbowaną metodę „handlu”. Najpierw pytała dzieciaka ile ma pieniędzy. Następnie dla kogo chce kupić pamiątkę. O nic więcej nie pytając „wydawała” mu wszystkie pieniądze na zakupy, mówiąc: potrzebujesz to, to i to. Kto miał 5 tysięcy lir, kupował za 5 tysięcy. Kto miał 8 tysięcy, za 8 tysięcy. Ja oczywiście byłem zadowolony, bo czasem nawet w niedzielę nie miałem takiego utargu. Zapytałem później Siostrę, dlaczego kazała dzieciom „wydać” wszystkie posiadane pieniądze, odpowiedziała: „By mieć w autobusie spokój. Gdyby, któreś miało jeszcze pieniądze, to by całą drogę płakało lub narzekało, że mogło sobie kupić jeszcze to czy tamto, a nie kupiło. A tak, to całą drogę oglądają pamiątki i cieszą się nimi”. Nie wpadłbym nigdy na pomysł takiej symbiozy zmysłu pedagogicznego z przedsiębiorczością.

Cudowne spotkanie rekolekcyjne

Przez pierwsze lata pobytu w Castel Sant’Elia w środy często udawałem się do Rzymu by zbierać sobie materiały do rozprawy doktorskiej, a przy okazji zaopatrywałem nasz mały sklepik w dewocjonalia, zwłaszcza w różańce i w małe książeczki z modlitwami i nabożeństwami do Matki Najświętszej. Szukając właśnie takich książeczek w styczniu 1983 roku trafiłem do Centrum Rycerstwa Niepokalanej przy via Teodoro 42. Tam, w sklepiku spotkałem młodą Panią sprzedawczynię, która przedstawiła mi się jako Elisabetta Patrizi i zaofiarowała się współpracować z naszym Sanktuarium Matki Bożej „ad Rupes”. Współpraca miała polegać na tym, że dostawałem do „depozytu” po kilkadziesiąt egzemplarzy różnych małych książeczek z modlitwami lub nabożeństwami do Matki Najświętszej. Za każdym razem jak przybywałem do Rzymu to przywoziłem nieco pieniędzy z dokonanej sprzedaży i brałem nową porcję towaru. Przyznam, że bardzo mnie uderzyło to nadzwyczajne zaufanie owej Pani do mnie, księdza zakonnego, którego ona wcale jeszcze nie znała. Kiedy jej o tym zaufaniu wspomniałem, uśmiechnęła się serdecznie i powiedziała: „Księże, mam takie dziwne odczucie, jakbym od bardzo dawna księdza znała. Ja księdzu ufam i to bardzo”. Po czym, wspomniała mi o tym, że kiedyś wstąpiła do Karmelu, ale na polecenie ojca duchownego opuściła to życie klauzurowe. Kiedy nieśmiało zapytałem, czy nie tęskni za Karmelem, odpowiedziała: „Nie wiem, jak to powiedzieć, ale zdradzę księdzu pewną tajemnicę: ojciec duchowny kazał mi opuścić Karmel mówiąc: "Musisz opuścić Karmel, gdyż Bóg wyznaczył Ci inne, ważne zadanie do spełnienia w Kościele"”. Po czym dodała: „Po opuszczeniu Karmelu jakiś czas zajmowałam się apostolstwem Serca Jezusowego, u boku Ojca Sodano, jezuity. Jeździłam razem z nim tu i tam po całym świecie. W ramach tego apostolstwa byłam kilka razy w Stanach Zjednoczonych”. Następnie wyznała: „Jestem teraz coraz bardziej związana ze św. Maksymilianem Kolbe i z Rycerstwem Niepokalanej. Zamierzam z grupą kilku dziewcząt rozpocząć życie wspólnotowe oparte na duchowości św. Maksymiliana Kolbe. Jedna z dziewcząt jest z Francji, druga z Libanu. Myślimy w najbliższym czasie odprawić sobie gdzieś rekolekcje i o tym szczerze porozmawiać”. Wówczas, jako odpowiednie miejsce na te rekolekcje, zaproponowałem jej nasze Sanktuarium Matki Bożej „ad Rupes” w Castel Sant’Elia, gdyż jest ono bardzo ciche i piękne, a co najważniejsze, jest to miejsce od wielu wieków poświęcone Matce Najświętszej. Wtedy Elisabetta Patrizi, powiedziała: „Dobrze, ale pod warunkiem, że ksiądz nam te rekolekcje wygłosi”. Zgodziłem się chętnie i tuż przed Wielkim Tygodniem 1983 roku lub w pierwszych trzech dniach Wielkiego Tygodnia, Elisabetta Patrizi z czterema dziewczynami przybyła do naszego Sanktuarium na rekolekcje, które im wygłosiłem. Pamiętam, że mówiłem im o Mojżeszu, który ślepo zaufał Bogu i o tym, jak był gotowy do każdej posługi. Elisabetta Patrizi przyjęła z radością te nauki rekolekcyjne, gdyż jak stwierdziła, pomogły im one „ślepo i ufnie” podjąć ostateczną decyzję o rozpoczęciu życia wspólnotowego. Wkrótce zakupiły mały apartament przy via Dei Finili w pobliżu Centrum Rycerstwa Niepokalanej i w dniu 14 sierpnia 1983 roku rozpoczęły życie wspólnotowe, przybierając imię: „Siostry Mniejsze Maryi Niepokalanej”. Później przeniosły się bliżej Watykanu i zamieszkały przy via Geraminica. Przez kilka lat bywałem u nich nawet po dwa razy w miesiącu, odprawiając im Mszę świętą lub głosząc konferencję. Siostry pojawiały się także w naszym Sanktuarium na różnych naszych uroczystościach, pamiętając, że jakieś duchowe korzenie wiążą je również z tym świętym miejscem. Dzisiaj, o ile mi wiadomo, jest to pięknie rozwijające się Zgromadzenie zakonne, liczące ponad 80 Sióstr z 12 różnych narodowości. Pracują w siedmiu krajach świata (Włochy, Czechy, Polska, Turcja, Francja, Słowenia i Stany Zjednoczone). Celem Sióstr tego Zgromadzenia  jest "oddawać jak największą możliwie chwałę Bogu przez zbawienie i jak najdoskonalsze uświęcenie własne i wszystkich, którzy żyją teraz i żyć będą w przyszłości, przez Niepokalaną". Siostry, obok trzech klasycznych ślubów – ubóstwa, czystości i posłuszeństwa – składają czwarty ślub, całkowitego oddania się Bogu przez Niepokalaną, zobowiązując się w ten sposób, by żyć jako rzecz i własność Niepokalanej – i tak dojść do celu. Słowa "przez Niepokalaną", wyrażają szczególną duchowość maryjną Sióstr, która polega na tym, by oprzeć się na Jej "pełni łaski" i "matczynym pośrednictwie" w Kościele.

Przybywa św. Bernadetta Soubirous

Z Castel Sant’Elia miałem możność trzykrotnie udać się z pielgrzymką do Sanktuarium Maryjnego w Lourdes we Francji. Pierwszy raz byłem samolotem, a dwa następne, tzw. „białym pociągiem” z chorymi. Gdy byłem po raz wtóry, a mógł to być 1985 rok, przywiozłem ze sobą wydruk portretu św. Bernadetty na płótnie, który z kolei został naklejony odpowiednią techniką na desce. Zawiesiłem go z pietyzmem w pierwszej grocie przy Drodze Panoramicznej obok samotnie stojącej tam figury Matki Bożej. Ks. Mieczysław Głowacki odnowił wówczas figurę, a ja kupiłem w Rzymie duży drewniany różaniec i zawiesiłem go koło obrazu św. Bernadetty. O dziwo, ludzie chętnie zaczęli się tam zatrzymywać, modlić, zapalać świece lub lampki i zawieszać setki zdjęć swoich ukochanych, dla których pragnęli wyprosić taką czy inną łaskę. 

Bukiet czerwonych róż

Było to marcu 1982 roku. W drzwiach Groty pojawiły się dwie panie i poprosiły mnie bym im udzielił pewnej ważnej informacji. Byłem zdumiony, gdy usłyszałem ich prośbę. Jedna z nich zadała mi pytanie: „Którą nogą należy wejść do Groty, by uzyskać pożądaną łaskę”. Starałem się nie roześmiać, i całkiem na poważnie odpowiedziałem, że my jesteśmy dopiero od trzech miesięcy i jeszcze tego nie wiemy. Nadto dodałem: „To miejsce słynie jako miejsce, gdzie Matka Najświętsza chętnie wysłuchuje próśb swoich dzieci. Toteż wystarczy pomodlić się ufnie o potrzebne łaski, to z pewnością będzie się wysłuchanym”. To powiedziawszy zaproponowałem odmówić razem z nimi jeden dziesiątek różańca świętego. Panie odeszły i ja o tej sprawie nawet zapomniałem. Po miesiącu panie znów się pojawiają z ogromnym bukietem czerwonych róż, by podziękować Matce Najświętszej za otrzymaną łaskę. Wręczając mi te róże, jedna z nich nadmieniła: „chyba weszłam wówczas do Groty właściwą nogą”. Nie, proszę pani, takie myślenie, nie ma nic wspólnego z czcią do Matki Najświętszej i z prawdziwą wiarą chrześcijańską. Mylicie się i to bardzo. Po prostu uprawiacie zabobony, czego nam nie wolno czynić. Gdy to opowiedziałem współbraciom podczas kolacji, ks. Jan Chrapek, śmiejąc się, powiedział: „Następnym razem każ im wskakiwać do Groty obydwiema nogami na raz”. Zrozumiałem wówczas jeszcze bardziej, jak bardzo Bóg nas potrzebuje na tym miejscu, dla wielu ludzi dobrej woli, a tak pogrążonych w niewiedzy religijnej. 

Podwójne „Ojcze nasz”

Drugi przypadek poważnego zabobonu spotkał mnie w jesieni 1983 roku. Byłem akurat w sklepiku i jakaś pani poprosiła o dwie świece oraz zapytała czy mógłbym jej otworzyć furtkę na dole koło toalety. Ponieważ nie widziałem takiej potrzeby, zapytałem ją, na co jest jej potrzebna otwarta furka. „Gdyż chcę odbyć procesję”. „Jaką procesję?”, pytam zaciekawiony. „Ksiądz nie wie, procesję z podwójnym Ojcze nasz!”. „Przepraszam, ale nic z tego co pani teraz mówi, ja nie rozumię”, powiedziałem. „Zaraz to księdzu wszystko wyjaśnię. Należy obejść budynek święty w procesji siedem razy, trzymać zapalone skrzyżowane świece i odmawiać non stop podwójne Ojcze nasz, mówiąc: Ojcze nasz, Ojcze nasz/ który jesteś, który jesteś/w niebie, w niebie/, itd. Taka modlitwa jest pewna. Nie ma siły, by jej Pan Bóg nie wysłuchał”. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać czy płakać. 

Marzenie czy proroctwo

Od czasu do czasu, przy specjalnych okazjach, urządzaliśmy wspólną rekreację przy ognisku, w ogrodzie niedaleko basenu kąpielowego. Piekliśmy kiełbaski, śpiewali piosenki, opowiadali kawały, gaworzyli, wspominali. Pewnego razy był wśród nas na takim ognisku Przewielebny Ojciec Generał ks. Aleksander Ogrodnik. Mógł to być rok 1985, w porze jesiennej. Rozmowa zeszła na temat naszej pracy w Sanktuarium w Castel Sant’Elia. Cieszyliśmy się wieloma rzeczami, któreśmy zdołali uczynić i snuliśmy plany na przyszłość. Wówczas Ojciec Generał uśmiechając się nieśmiało, powiedział żartobliwie: „Pozostało nam jeszcze zdobyć Sanktuarium św. Michała Archanioła na Monte Sant’Angelo”. Gruchnęliśmy wszyscy śmiechem, jakby to była mowa o locie kosmicznym na księżyc. Nikomu z nas nie przyszło na myśl, że za 10 lat, na wiosnę 1995 roku Opatrzność Boża już nas tam umieści... Jakże się tu sprawdzają słowa żydowskiego pisarza Szaloma Asza (1880-1957), umieszczone we wspaniałej książce, poświęconej naszemu Zbawicielowi: „Bóg ma uszy otwarte na najmniejsze westchnienie” (zob. Szalom Asz, Mąż z Nazaretu, Wrocław 1990, s. 314).

 

Św. Jan Paweł II w Papieskim Sanktuarium Matki Bozej "ad Rupes" - Castel Sant'Elia

 

FOTORELACJA Z WIZYTY PAPIEŻA JANA PAWŁA II W CASTEL SANT’ELIA

 

Pielgrzymka do sanktuarium Matki Bożej "Ad Rupes" w Castel Sant'Elia

 

Podobne artykuły