Odległa La Rioja

facebook twitter

05-04-2023

Kiedy mówimy, że w La Rioja lato jest gorące nic nowego nie wnosimy w sprawach klimatu argentyńskiego w tym regionie. Tam jest po prostu jak w piekle.

Gdy ten codzienny żar spadnie na jego piaszczysto-żwirową ziemię, nawet widać jak powietrze unosi się do góry i lepiej nie wychodzić z domu. A rzeki, które podczas sporadycznych ulewnych deszczów nagle napełniają się wodą, również szybko stają się suchymi i wyboistymi drogami, pełnymi kamieni. Tam nawet krótkie „zimy” dają się we znaki.

Jeszcze większą suchość klimatu powoduje skąpa wegetacja i niebotyczne Andy, które tworząc najdłuższy łańcuch górski na Ziemi, oddzielają ten teren od Pacyfiku. Stamtąd daleko jest też do Atlantyku.

           

Podróż z przygodami

Jak daleko jest do La Rioja przekonałem się w styczniu roku 1986, gdy wybrałem się z księdzem Marianem Polakiem i księdzem Kazimierzem Rachwałem na spotkanie z biskupem Bernardo Witte, który poprosił michalitów o pomoc w pracy duszpasterskiej w swej diecezji.

Z Ñemby wyjechaliśmy późnym wieczorem. Szybko przekroczyliśmy granicę paragwajsko-argentyńską w Clorinda. Potem pod osłoną nocy z daleka pozdrawiały nas światła miast Formosa, Reconquista i Resistencia. Przemierzając ogromne odległości zwróciliśmy uwagę na znak drogowy wskazujący kierunek do San Javier 56 km, historycznej miejscowości, która jako redukcja Indian Mokowiesów była miejscem posługi Floriana Paucke, jezuity pochodzącego z ziem polskich. Przed południem, pokonując ponad 800 km, dotarliśmy do Santa Fe. Nie przejechaliśmy nawet pół trasy. Z tego miasta szosa prowadziła na zachód, w góry Andy, do których jednak było jeszcze daleko.

Nie odbyło się też bez kłopotów. Kilkadziesiąt kilometrów za miejscowością San Francisco, zerwał się pasek rozrządowy w naszym samochodzie. Ksiądz Marian pozostał strzec pojazdu, a ja i ksiądz Kazimierz, łapiąc okazję, wróciliśmy do miasta. Okazało się, że w Argentynie nie było części zamiennych do samochodów japońskich. Na szczęście pasek Fiata nadawał się do naszego pick-up Datsuna. Do Córdoby dotarliśmy przy zachodzącym słońcu. Przenocowaliśmy się u werbistów. Z tego miasta czekało nas jeszcze ponad 500 km.

           

Dlaczego michalici tam się udali?                                                                                     

Bernard Witte, następca zamordowanego biskupa, zaproponował Zgromadzeniu utworzenie misji w jego Kościele. W Poznaniu zredagował pismo do przełożonego generalnego księdza Aleksandra Ogrodnika. W odpowiedzi Zgromadzenie zgodziło się chętnie na tę propozycję. Taka odpowiedź wzbudziła, objawione w listach entuzjazm i nadzieję biskupa, na szczęśliwą realizację projektu.

W czasie kiedy michalici zostali zaproszeni do pracy misyjnej w tej diecezji, liczyła ona 24 parafie z wikariatami. Była „strasznie biedna w kapłanów”, używając stwierdzenia wspomnianego pasterza. Cztery parafie było bez kapłana rezydującego. Diecezja miała czterech męczenników, którzy dobrowolnie i szczerze ofiarowali swoje życie za innych we współczesnej historii kraju, czyli w czasie dyktatury wojskowej. Myślę tu o trzech męczennikach z Chamical oraz o Angelellim, biskupem tej diecezji, zamordowanym w sprowokowanym wypadku samochodowym, który spowodowali mężczyźni ubrani w wojskowe mundury, kiedy 4 sierpnia 1976 wracał z pogrzebu zamordowanych kapłanów, swoich współpracowników.

 

b. Półtora roku w La Rioja

W tej winnicy z „kraju z końca świata” odległej 1155 km od stolicy i ponad 1800 km od domu macierzystego michalitów na Kontynencie Nadziei, Natalicio Talavera, 20 listopada 1986 roku Zgromadzenie rozpoczęło posługę misyjną.

Rzeczywistość, która oczekiwała michalitów nie była łatwa. Wiernym mieszkającym w mieście brakowało miejsc do pracy, a rolnikom, ziemi, którzy gdy spojrzeli w kierunku gór widzieli wielkie posiadłości ziemskie nieużytkowane, gdyż ich właściciele mieszkali w Europie. Hazard, prostytucja i handel narkotykami stanowiły duży problem. O klimacie i o odległościach już wspomniałem.             

Obecność michalitów w La Rioja trwała krótko. W styczniu 1988 roku została zakończona. Decyzja, jak i jej umotywowanie, zostały przedstawione w piśmie Zgromadzenia do biskupa Witte.  Ta krótka obecność michalitów, po ludzku sądząc, pozostawiła znikome ślady świadczące o tym, że istnieli oni i działali w tamtej części „kraju z końca świata” pod Krzyżem Południa.

 

Podobne artykuły