Ślady więźnia

facebook twitter

18-04-2022

Wszystko zaczęło się wtedy, gdy miałem zaledwie pięć lat. Tato pokazał mi, jak czyści się broń, nauczył mnie także, jak stać na czatach. Nie musiałem wcale chodzić na strzelnicę, by nauczyć się strzelać. Tato nauczył mnie wszystkiego. I to mnie właśnie przywiodło tutaj, do więzienia.

Niespodziewane spotkanie w więzieniu

– Witam Cię, księże Gino – pozdrowił mnie młodzieniec, kiedy przybyłem do więzienia, by słuchać spowiedzi. – Czy ksiądz mnie pamięta? Mieszkałem naprzeciw kościoła w Morón. Ksiądz mnie przyjmował do pierwszej komunii świętej.

– I jak się czujesz?

– Oczekuję, że mnie wypuszczą, ale brakuje mi jeszcze trochę. Kiedy od diakona Horacio dowiedziałem się, że ksiądz przyjdzie, to postanowiłem sobie z księdzem porozmawiać, tak jak dawniej, gdy byłem jeszcze dzieckiem.

– Czy może chciałbyś się teraz wyspowiadać?

– Nie, raczej nie… Nie mam teraz na to chęci… Ale niech ksiądz będzie łaskaw przyjąć kartkę, którą specjalnie przygotowałem dla księdza. I ze wzruszeniem wyjął z kieszeni zmięty świstek papieru.

Historia, jakich wiele

„Kiedyś przed laty, pewnego słonecznego popołudnia, wyrwałem się z domu, by przyjść do parafii. Zrobiłem tak wiele razy, zwłaszcza w soboty i niedziele. Ksiądz sędziował mecz ministrantów. Ja przyglądałem się z boku, jak inni chłopcy grają w piłkę i stawiałem sobie pytanie, dlaczego mój tato i moja mama zabraniają mi kolegować się z innymi chłopcami? Dlaczego nie pozwalają mi wychodzić z domu? Denerwowałem się z tego powodu, obrażałem na nich i robiłem im wiele rzeczy na złość. Stałem się ponury i zamknięty w sobie. Moje życie stało się niespokojne. Zacząłem się buntować.

Tato nie miał stałej pracy. Gdy przychodził do domu, to mnie karcił i karał, nieraz bez powodu, i kazał mi sprzątać schowek, który mieliśmy na podwórzu. To właśnie tam uczył mnie, jak czyścić broń i jak się nią posługiwać. Z upływem czasu moim jedynym marzeniem było uciec z domu. Myślałem, że tylko w ten sposób będę mógł stać się szczęśliwy. Jednak nie było to możliwe, bo tato zabierał mnie na swoje nocne wyprawy. Musiałem mu stać na czatach. Tak upłynęło moje dzieciństwo i lata nastolatka. Aż w końcu, kiedy miałem 17 lat, udało mi się uciec z domu. Przez całe tygodnie wałęsałem się po miastach z kolegami, aż pewnego dnia wpadłem jak śliwka w kompot. Juan Martín González Quevedo”.

Czy musiało się tak stać?

Czytanie tego świadectwa przypomniało mi bł. ks. Bronisława Markiewicza, który w Trzech słowach do starszych w Narodzie mówi o podobnym przypadku. Doświadczył tego, będąc kapelanem więziennym w Przemyślu. Oto jak o tym wspomina: „Pewnego razu przygotowywałem do pierwszej spowiedzi siedemnastoletniego młodzieńca. A oto zaledwie kilka miesięcy później spotkałem go w zakładzie karnym, do którego niestety trafił. Czy musiało się tak stać?” – pyta błogosławiony ks. Bronisław Markiewicz.

Ten wielki duszpasterz wiedział dobrze, że czasami młodociani przestępcy są bardziej ofiarami niż winowajcami. Jeśli brak im właściwego wychowania i zdrowej atmosfery rodzinnej, to wcześniej czy później staczają się w dół. Nie ma zdrowego społeczeństwa bez zdrowej rodziny. To rodzinę trzeba chronić, ratować i wspierać. Kto godzi w rodzinę, godzi w społeczeństwo. Kto godzi w dobro społeczeństwa, godzi w życie i w przyszłość narodu.

Uwięzione dramaty ludzkie

Więzienie jest naocznym świadkiem dramatycznych i smutnych historii. Losu dzieci Bożych. Aż niekiedy trudno w nie uwierzyć, ale są to prawdziwe historie. Historie ludzkich dramatów, złamanego życia, straconej młodości, przekreślonych nadziei, zniszczonych Bożych planów, które Bóg snuł względem nich. Ilu z tych więźniów odnajdzie swoje miejsce w społeczeństwie i pozostawi godne ślady pod Krzyżem Południa?

Podobne artykuły