Różne są drogi, którymi Bóg prowadzi ludzi przez życie duchowe. Jedni spalają się w apostolstwie i posłudze biednym. Inni przywdziewają habity i chowają się w zaciszu klasztornych murów i chłodnych pustelni. Jedni, jak i drudzy, są natomiast Kościołowi bardzo potrzebni.
Zarzut bezużyteczności
Spotykam się czasami z przekonaniem, że działalność Kościoła jest bezużyteczna. Kwintesencją tej bezużyteczności, w rozumieniu jej głosicieli, jest przede wszystkim życie ukryte, w którym ludzie oddają się modlitwie i kontemplacji w całkowitej samotności. Stawiany jest zarzut, że życie w samotności nie niesie ze sobą żadnej wartości. Wydaje się egoistycznym zanegowaniem świata, w którym żyjemy i pogardą wobec tych, którzy ciężko pracują dla dobra ludzkości. To utylitarne spojrzenie widzi życie ludzkie jedynie z perspektywy zysków i strat. Nie dostrzega jednak istotnej prawdy o tym, że człowiek to więcej niż jego dzieło.
Podobny zarzut stawiano poetom, artystom, filozofom i tym wszystkim, którzy swoje życie poświęcili dla celu, który leży poza nimi. Świat ducha ludzkiego wykracza poza to, co nazywamy wszechświatem i tak właśnie patrzeć należy na powołanie do samotności, które nie jest (i nie powinno być) jedynie ucieczką od świata, w którym przyszło nam żyć. Samotność bowiem przynosi korzyści nie tylko temu, kto się jej oddaje, lecz także całej ludzkości. Mnich czy eremita, który wyłącza się ze świata, robi to także dla innych. „Bierze świat w nawias” po to, aby stoczyć bój o jego sens i dać mu nadzieję na to, że poza światem istnieje nowa rzeczywistość – rzeczywistość bogatsza i rozleglejsza, niż by się mogło to wydawać.
Dlaczego samotność?
Różne są rodzaje samotności. Na niektórych spada ona jak grom z nieba i nie pozwala spokojnie zasnąć. Inni natomiast wybierają ją świadomie i dobrowolnie po głębokim rozeznaniu. Bóg bowiem może zażądać od człowieka próby samotności i nadać jej sens, który dla większości ludzi pozostanie niezrozumiały (zob. prorok Eliasz, św. Paweł, św. Jan Apostoł). Powołanie do samotności staje się próbą, w czasie której Bóg zabiera człowieka w nieznane – tam gdzie oko nie widziało, a ucho nie słyszało. Samotność jest wyjściem ze świata dla dobra świata. Mnich, który zamyka się w swojej celi, nie jest sam. On zwyczajnie zamienia setki relacji, aby wejść w relację z samym sobą i z Bogiem. Samotność ma mu pomóc doświadczyć siebie i wejść w doświadczenie Bożej obecności.
Walka
Samotność z powołania nie jest zwykłym nicnierobieniem, ale nosi znamiona prawdziwej walki duchowej. Oczywiście łatwiej jest dostrzec przejawy walki duchowej w apostolstwie, gdzie mamy do czynienia z konkretnymi osobami i sytuacjami, które nas kuszą i weryfikują naszą relację z Chrystusem. Wiedzą o tym wszyscy, którzy chociaż jeden dzień spędzili na rzetelnej pracy duszpasterskiej. Nie zmienia to jednak faktu, że także w życiu samotnym człowiek staje do walki, której nie zrozumie ten, kto nigdy nie poznał głębi swojej duszy. To właśnie tam człowiek odkrywa swój grzech i jednocześnie spotyka się z Bogiem.
Samotność mnicha stawia go na polu bitwy, która rozgrywa się w jego sercu. Nie bez powodu najcięższe pokusy Jezus przeżywał wtedy, gdy był sam (zob. kuszenie na pustyni). Walka w samotności jest głębokim doświadczeniem duchowym, które odziera człowieka z iluzji. Znikają bowiem wszelkie pozory i maski, za którymi ukrywamy się w relacjach z innymi. Ogołoceni we własnej duszy stajemy do walki o sens naszego bycia z Bogiem. W tej walce człowiek wydaje się całkowicie bezbronny, a jednak Bóg nigdy nie pozwoli na „niedobór łaski” w walce ze złym duchem (2 Kor 12, 9: Wystarczy ci mojej łaski!). Tradycja Kościoła podaje bowiem, że przed mało kim uciekał szatan w takim popłochu jak przed mnichem, który w samotności dotykał świętości. Nie zapominajmy o tym, że nasz Pan także w ciszy i samotności spędził znaczną część swojego ziemskiego życia. Czy nie jest koronny dowód na to, że samotność jako powołanie pochodzi od samego Boga?
Konkluzja
Powołanie do samotności nie jest ani lepsze ani gorsze od innych. Posiada ono swój głęboki sens teologiczny i duchowy. Przeżyte w wolności od egoizmu i strachu przed światem staje się „wonią miłą Bogu”. Stawia fundament, na którym człowiek może całkowicie oddać się Bogu i jego łasce. Jest niepodważalnym świadectwem, że „nie samym chlebem żyje człowiek”. Jest początkiem prawdziwej wolności, która pochodzi z wysoka, dlatego nie jest „dziwactwem”, ale wołaniem samego Stwórcy.