Starożytna Grecja jest natchnieniem dla wszystkich, którzy chociaż przez chwilę byli daleko od domu. To właśnie w Helladzie spotykały się wszystkie tęsknoty i marzenia o powrocie, gdy wojownicy i handlarze musieli opuścić swoje rodzinne polis i ruszyć na podbój innych krain i rynków. W mojej duszy zawsze mocno grały historie o wielkiej armii, która na okrętach rusza pod mury Troi, aby walczyć o piękną Helenę. Podobnie było, gdy słowami Homera płynąłem z Odyseuszem do ukochanej Itaki, gdzie czekała na niego przez dwadzieścia lat wierna Penelopa. Nie dziwi mnie zatem fakt, że to właśnie w Grecji przysłowiem stały się słowa: „Ogniskiem domowym człowieka jest Bóg”.
Doświadczenie bycia na obczyźnie nie jest doświadczeniem łatwym. Każdy kto ma w pamięci swój dom i kraj będzie w sercu czuł pewne ukłucie na wspomnienie ukochanych osób, swojskości rodzimego języka czy smaków maminej kuchni. Ta tęsknota może być tak wielka, że w skrajnych przypadkach prowadzi nawet do pomieszania zmysłów.
W tym kontekście, kiedy myślę o słowach Jezusa, który mówi, że Ojciec przygotował nam mieszkanie, również czuję głęboką tęsknotę, która nie jest tylko zachcianką, ale raczej głębokim pragnieniem bycia z Bogiem. Dziwna sprawa, bo przecież nigdy nie widziałem ani nie mieszkałem w tym miejscu przygotowanym przez Boga, a jednocześnie mam wrażenie, że wracam do domu. Z jednej strony zostawiam to, co jest moim ziemskim domem, z którego absolutnie nic nie mogę zabrać. Z drugiej, cieszę się na myśl o przybliżającej się chwili, gdy – jak mówi piosenka – pożegnam wszystkie te rzeczy i znów pójdę boso, pójdę boso. To właśnie tam, ogołocony ze wszystkiego co uważałem za moje, będę mógł ucieszyć się Bożą obecnością i serdecznym powitaniem: Witaj w domu! Wszyscy tu na ciebie czekaliśmy.
Większa radość bowiem będzie w niebie z „jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych”.