Co czuje Jezus w tabernakulum?

Ewangelia często opowiada o Jezusie, który idzie w gości. Widzimy Go w domu celnika Mateusza, w gościnie u Marii i Marty, a także na licznych ucztach, które wyprawiano na Jego cześć. Wszystkie te spotkania mają pewien wspólny mianownik. Jezus wybiera się w gościnę do ludzi, którzy niespecjalnie się tego spodziewają i jednocześnie nie chodzi w gościnę do tych, którym z racji zajmowanych stanowisk takie odwiedziny by się należały.

Można zatem zadać słuszne pytanie. Gdzie lubi przebywać nasz Pan? Z kim chce spędzać czas i u kogo czuje się dobrze? Wydaje się, że odpowiedzi na to pytanie udzielają sami faryzeusze. Czynią mu przecież wyrzuty, że „chodzi w gościnę do grzeszników i celników, i z nimi jada”. Jezus z kolei nic sobie nie robi z tych wyrzutów i konsekwentnie idzie do ludzi, których nazywa swoimi przyjaciółmi. Przesłanie duchowe takiej postawy jest oczywiste: Bóg chce mieszkać z ludźmi pod jednym dachem. Łamie nasze wyobrażenie o dystansie między Bogiem a ludźmi. Jest prawdziwym człowiekiem, dlatego dobrze czuje się między ludźmi. Z tego rodzi się bliskość i zamysł Boga, który poprzez tą bliskość, chce przekonać ludzi o zbawieniu, które im proponuje.

Warto tę myśl przenieść na nasze życie. Miejscem obecności Boga jest w naszej katolickiej mentalności tabernakulum – złota skrzynka, gdzie przechowuje się Najświętszy Sakrament. To właśnie dlatego klękamy przed nim w kościele, a w czasie modlitwy kierujemy na nie wzrok. To „święte świętych” mocno odciska się w naszej duszy jako przedmiot szczególnej czci, a nawet adoracji. Warto jednak wsłuchać się w dwie myśli, które zostawili nam ludzie wielkiego ducha.

Służebnica Boża siostra Wanda Boniszewska pisała, że Jezus w tabernakulum przeżywa podobne cierpienia jak w czasie uwięzienia przed skazaniem na śmierć. Zamknięte i ciemnie pomieszczenie rzeczywiście przypomina celę więzienną. Nie bez powodu w Wielki Czwartek stawiamy Jezusa w ciemnicy. Jezus pozbawiony wolności pragnie dawać wolność tym, którzy Go przyjmą.

Ciekawą myśl podaje także ojciec Garrigou-Lagrange w  swoim podręczniku do życia duchowego. Wspomina o nauce sięgającej czasów średniowiecza, gdzie stwierdzono, że pragnieniem Jezusa w Eucharystii nie jest przebywanie w zamkniętym tabernakulum, ale w ludzkim sercu. Najświętszy Sakrament ma być przez ludzi nie tylko adorowany w monstrancji, ale przyjmowany jako Komunia święta. To człowiek ma się stawać żywą monstrancją. Można zatem odwrócić słynne słowa św. Augustyna: „Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu” i powiedzieć: „Niespokojny jest Bóg, dopóki nie spocznie w sercu człowieka”.

Inne artykuły autora

O wymiarach ludzkiej cierpliwości

Odkryj wartość kierownictwa duchowego

Kręte drogi niewiary