Nie poprosił o błogosławieństwo!

Książę był pijany. Podobnie jak załoga i pasażerowie wynajętego przez niego okrętu. Wieczorem 25 października 1120 r. grupa blisko dwustu urodziwych, młodych ludzi należących do elity rodów Anglii i Normandii znakomicie bawiła się na pokładzie wspaniałego białego langskipa, który kołysał się łagodnie w rytm śmiechu rozchodzącego się po zatłoczonym porcie Barfleur w Normandii. Mieli oni przed sobą siedemdziesięciomilową (ok. 130 km) podróż morską przez wzburzone późnojesienne wody Kanału, ale ponieważ statek był zacumowany przy brzegu ruchliwego miasta portowego, na pokład wtłaczano baryłki z winem i każdy mógł sobie pofolgować.

Księciem był Wilhelm Adelin (Aetheling) – jedyny syn z legalnego związku Henryka I, króla Anglii i księcia Normandii, oraz Matyldy Szkockiej, starannie wykształconej i uzdolnionej królowej wywodzącej się z linii królów Wesseksu, rządzących Anglią przed podbojem Normanów. Swoje imię Wilhelm otrzymał na cześć dziadka, Wilhelma Zdobywcy. Natomiast jego przydomek – Adelin – stanowił tradycyjny tytuł anglosaski noszony przez następcę tronu. Wilhelm był towarzyskim, cieszącym się licznymi przywilejami młodym człowiekiem, którego wizerunek odpowiadał uświęconemu tradycją stereotypowi uwielbianego i rozpieszczanego najstarszego syna. Jeden z normandzkich kronikarzy upamiętnił go jako młodzieńca „odzianego w atłasowe szaty obszyte złotym ściegiem, otoczonego przez tłum domowników i straży, promieniejącego w prawie niebiańskiej chwale”. Ze wszystkich stron dogadzano mu i schlebiano z „przesadną czcią”, dlatego też skłonny był do napadów „niepohamowanej arogancji”.
Wilhelma otaczało liczne grono młodych ludzi szlachetnego pochodzenia. Byli wśród nich jego przyrodni brat Ryszard z Lincoln oraz przyrodnia siostra Matylda, hrabina Perche – oboje należący do grona nieślubnego potomstwa liczącego w sumie 24 dzieci, których ojcem był nadzwyczaj męski król Henryk. Towarzyszyli mu ponadto: kuzyn Stefan z Blois, będący wnukiem Wilhelma Zdobywcy po kądzieli; dwudziestosześcioletni Ryszard, hrabia Chester, i jego żona, Maud; Geoffrey Ridel, angielski sędzia; guwerner Othver; oraz inni liczni kuzyni, przyjaciele i królewscy oficjele. Było to należące do anglosaskiej arystokracji pokolenie złotej młodzieży, która zwykła podróżować w wielkim stylu.
„Biały Statek” należał do Tomasza FitzStephena, którego dziadek Airard wspomógł swoim langskipem flotę Wilhelma Zdobywcy podczas inwazji na Anglię. FitzStephen zwrócił się z prośbą do króla o możliwość przewiezienia elitarnego towarzystwa z Barfleur na południowe wybrzeże Anglii, obiecując należycie zadbać o jego bezpieczeństwo. Henryk przystał na propozycję, lecz gdy zaszczycił go możliwością przetransportowania książęcej świty, nie omieszkał nadmienić: „Powierzam ci moich synów Wilhelma i Ryszarda, których kocham jak moje własne życie”.
Wilhelm był rzeczywiście ważnym pasażerem. Choć miał siedemnaście lat, był już bogatym, odnoszącym sukcesy młodym człowiekiem. W 1119 r. ożenił się z Matyldą, córką Fulka V, hrabiego Andegawenii i przyszłego króla Jerozolimy. Była to unia mająca na celu zaniechanie ciągnących się przez pokolenia animozji pomiędzy Normanami a Andegawenami (jak zwano rodowitych mieszkańców Andegawenii, małej, aczkolwiek ważnej, prowincji nad dolną Loarą). Po ślubie Wilhelm przez rok towarzyszył ojcu w objeździe Normandii i uczył się sztuki sprawowania rządów, obserwując Henryka uzgadniającego warunki paktu – który kronikarz William z Malmesbury określił jako „błyskotliwy i starannie dopracowany traktat pokojowy” – z Ludwikiem VI Grubym, przebiegłym i przypominającym wieprza królem Francji. W zamierzeniu miało to być kształcenie na najwyższym poziomie sztuki rządzenia, i rzeczywiście sądzono, że będzie ono skuteczne. W oficjalnych dokumentach Wilhelm został opisany jako rex designatus (król wyznaczony), co oznaczało stopniowy wzrost jego pozycji aż do osiągnięcia stanowiska współwładcy przy boku ojca.
Przełomowe wydarzenie w młodym życiu Wilhelma miało miejsce kilka tygodni wcześniej, kiedy ukląkł przed korpulentnym Ludwikiem, by – jako nowy książę Normandii – złożyć mu hołd. Ta na wpół sakralna uroczystość potwierdzała, iż Henryk przekazał księstwo swojemu synowi, który dzięki temu stał się jedną z czołowych postaci politycznych Europy. W sposób symboliczny wyznaczała również moment osiągnięcia przez niego wieku męskiego, w którym czekała go świetlana przyszłość. Tak więc Wilhelm, jako świeżo upieczony mąż i książę oraz przyszły dziedzic królewskiego tronu, miał powody do świętowania. W miarę jak rozrzedzone powietrze owego październikowego popołudnia ustępowało miejsca chłodnej nocy, „Biały Statek” nadal cumował w Barfleur, a wino na jego pokładzie płynęło strumieniami.
„Biały Statek” był wielką jednostką, zdolną przewieźć kilkuset pasażerów, łącznie z załogą liczącą pięćdziesiąt osób i ładunkiem pełnym skarbów. Normandzki historyk, Orderic Vitalis, uważał go za okręt „znakomicie wyposażony i gotowy do służby królewskiej”. Był długi i głęboki, udekorowany bogatymi w zdobienia rzeźbami na dziobie i rufie; napędzany kwadratowym żaglem umieszczonym na wielkim centralnym maszcie, z otworami na wiosła po obu stronach. Ster lub „deska sterowania” znajdowały się bardziej z prawej strony statku niż na środku, co obligowało kapitana do pełnej znajomości miejscowych wód, albowiem sterowanie do portu odbywało się na ślepo.
Z południa wiał pomyślny wiatr, wróżąc szybką przeprawę do Anglii. Wieczorem załoga i pasażerowie pożegnali statek króla. Spodziewano się, że wypłyną wkrótce po nim, ale obfita w trunki uczta na pokładzie „Białego Statku” przedłużyła się i jednostka cumowała w porcie jeszcze długo po zapadnięciu zmroku. Kiedy zaś przybyli kapłani z wodą święconą, by pobłogosławić statek przed wypłynięciem, zlekceważono ich i kazano odejść – wśród drwin i donośnego śmiechu. Zabawa trwała w najlepsze. Zaczęła się bufonada. Załoga „Białego Statku” miała niewiele bagażu, a na jego pokładzie znajdowało się pięćdziesięciu wioślarzy. Pijany kapitan przechwalał się, że statek jest tak szybki przy całkowicie rozpiętym żaglu i wiosłowaniu z pełną mocą, że – uwzględniając nawet początkową przewagę okrętu króla Henryka – nadal mogą dopłynąć do Anglii przed władcą.
Kilka osób na pokładzie wyraziło wówczas obawę, że przemieszczanie się z dużą prędkością z mocno zaprawioną załogą nie jest najbezpieczniejszym sposobem dotarcia do Anglii. Stefan z Blois opuścił kuzyna Wilhelma, wymawiając się od towarzystwa rozstrojem żołądka, po czym znalazł inny statek, który zabrał go do domu. Za jego przykładem poszło kilka kolejnych osób, przerażonych lekkomyślnym zachowaniem i nieustępliwością zarówno królewskiej świty, jak i załogi. Pomimo obaw racjonalnie myślących dezerterów, pijani żeglarze podjęli w końcu decyzję o przygotowaniu statku do odpłynięcia. Około północy, w bezchmurną noc podczas nowiu księżyca, „Biały Statek” podniósł kotwicę i wyruszył do Anglii. „Mknął szybciej niż niedościgła strzała, zamiatając falującą powierzchnię głębin”, pisał William z Malmesbury. Ale nie dopłynął daleko.
Czy były to efekty świętowania na pokładzie, zwykły błąd nawigacyjny, czy też gniew Wszechmocnego z powodu niepoświęcenia statku przed drogą – nie wiadomo. W każdym razie po upływie kilku minut od opuszczenia wybrzeża „Biały Statek” rozbił się o ostrą skałę, do dziś widoczną u wyjścia z portu. Zderzenie wybiło głęboki otwór w drewnianym dziobie okrętu. Wstrząs wrzucił roztrzaskane drewno do morza, a do statku zaczęła przedostawać się lodowata woda. Obowiązkiem każdego pasażera było bezzwłoczne ratowanie Wilhelma. Podczas gdy załoga próbowała usuwać wodę z „Białego Statku”, przez burtę przerzucono łódź ratunkową. Wilhelm wszedł na jej pokład wespół z kilkoma towarzyszami, wśród których było również paru wioślarzy, mających za zadanie bezpieczne odwiezienie księcia do Barfleur. To musiała być przerażająca scena: z jednej strony krzyki pijanej załogi, miotającej się w próbach usuwania z tonącego statku wdzierającej się nieustannie wody, z drugiej lamenty pasażerów wrzuconych do morza siłą uderzenia. Przesiąknięte wodą morską wyszukane stroje wielu szlachetnie urodzonych mężczyzn i kobiet stawały się potwornie ciężkie, uniemożliwiając ratowanie życia – płynięcie czy nawet zwykłe unoszenie się na wodzie. Fale odbijały echem okrzyki tonących.
Kiedy maleńka łódka kierowała się do portu, Wilhelm rozpoznał pośród spanikowanych nawoływań głos swojej przyrodniej siostry, Matyldy. Wzywała pomocy i było pewne, że jeszcze chwila i utonie w zimnych odmętach. Niezdolny tego znieść, rozkazał wioślarzom zawrócić łódkę i ratować kobietę.
Decyzja ta okazała się tragiczna w skutkach. Hrabina nie była bowiem jedyną osobą tonącą w pobliżu. Zbliżającą się łódź zauważyli inni rozbitkowie, rozpaczliwie miotający się w lodowatych odmętach, i masowo zaczęli wdzierać się na pokład, szukając na nim schronienia. W rezultacie skif wywrócił się do góry dnem i zatonął. Matyldy nie uratowano. Zginął również Wilhelm Adelin, książę Normandii i przyszły król Anglii.
Jak ujął to kronikarz Henry z Huntington, „zamiast nosić złotą koronę, jego głowa roztrzaskała się o morskie skały”.
Katastrofę „Białego Statku” przeżył zaledwie jeden człowiek. Był to rzeźnik z Rouen, który wszedł na pokład jednostki w Barfleur, by zebrać płatności za długi, i którego rozbawione towarzystwo postanowiło zabrać ze sobą w podróż morską. Kiedy statek poszedł na dno, owinął się w skóry baranie, żeby się ogrzać, i przylgnął do strzaskanej drewnianej belki. Rankiem, dryfując całkowicie przemoczony, dotarł do brzegu i tam też opowiedział swoją historię. Kilka ciał jakiś czas później wyrzuciło morze.

Inne artykuły autora

O wymiarach ludzkiej cierpliwości

Odkryj wartość kierownictwa duchowego

Kręte drogi niewiary