Obywatel miasta Lwowa

Stanisław, po ukończeniu szkoły ludowej w Pruchniku (tej samej, do której i ja chodziłem) już w dziesiątym roku życia zaczął pracować na siebie. Oddano go na praktykę handlową w Sokalu.

Z waszej czwórki Stanisław, jako jedyny nie ukończył studiów, został handlowcem…

Brat był zdolny i bardzo uczuciowy. Rozłączenie z rodziną przeżywał jako tragedię – w Sokalu było mu więcej niż smutno. Po roku przeniesiono go do Przemyśla, gdzie razem z innymi braćmi chodziliśmy do gimnazjum i mieszkaliśmy razem. Po całodziennej pracy w handlu i paru godzinach spędzonych w popołudniowej szkole handlowej Staszek przychodził wieczorem do nas i z nami się uczył. Uzupełniał to, czego mu nie mogła dać szkoła handlowa, która nie stała wówczas na zbyt wysokim poziomie. Ulubionymi jego przedmiotami była historia i literatura. Zastanawianie się nad dziejami ojczystymi i powszechnymi nauczyły go poważnie patrzeć na życie, a literatura ojczysta – zwłaszcza utwory naszych wieszczów – porywały wrażliwą duszę chłopca. W notesie spisywał starannie ulubione wiersze i uczył się ich na pamięć. Będąc już starcem potrafił z młodzieńczym zapałem deklamować Parysa.

Biskup Bilczewski, wspominając Stanisława, mówił o jego bogatym życiu duchowym.

Tak było przez całe jego życie. Codziennie wczesnym rankiem biegł do pobliskiego kościoła, aby przed rozpoczęciem pracy być na Mszy św., do której zwykle służył. Może późniejsze powołania eucharystyczne czterech jego córek, które wstąpiły do klasztoru, były nagrodą za codzienną służbę u ołtarza młodego Stanisława…?

Czy prawdą jest, że Stanisław utrzymywał kontakty z poetami i hierarchami kościelnymi?

Po odbyciu praktyki handlowej Staszek objął posadę pomocnika handlowego w Przemyślu i w Stanisławowie. W Stanisławowie poznał poetów Wincentego Pola i Mieczysława Romanowskiego, a także zaprzyjaźnił się z młodym wówczas kapłanem, gorącym patriotą, późniejszym arcybiskupem lwowskim obrządku ormiańskiego, ks. Issakowiczem. W tym towarzystwie rozwijał dalej swe upodobania poetyckie i uczucia patriotyczne.

Stanisław był patriotą. Czy brał udział w Powstaniu Styczniowym?

Wybuch powstania zastał go w Stanisławowie. Stanisław nie wstąpił wprawdzie w szeregi żadnego z walczących oddziałów, lecz – sądząc, że w ten sposób lepiej przysłuży się Ojczyźnie – podjął się roli kuriera, emisariusza i dostawcy broni przez granicę austriacką. Upadek powstania i żałobę narodową  przeżywał głęboko, lecz nie był też obojętny na tragiczne wypadki innych narodów i Kościoła.

Czy był zamożny?

Pracując przez lat kilkanaście jako pomocnik i kierownik handlowy, zyskał sobie uznanie i zaufanie swych zwierzchników. W 1868 roku otworzył we Lwowie własny handel spożywczy i prowadził go na tym samym miejscu (w Rynku 42) przez czterdzieści lat, aż do swej śmierci. Handel rozwijał się pomyślnie. Po kilku latach Stanisław otworzył filię przy placu Kapitulnym, odstępując ją po pewnym czasie swemu wspólnikowi Janowi Sadłowskiemu. Oprócz sklepu korzennego miał także kolejno cukiernię i bazar płócien korczyńskich. W sprawie popierania przemysłu krajowego, tak bardzo zaniedbanego pod rządami Austrii, napisał do ówczesnego Namiestnika Galicji Zyblikiewicza; „Memorandum w sprawie podniesienia krajowego przemysłu domowego szczególnie tkactwa” (praca wydana we Lwowie w 1882 roku).

Środowisko lwowskie znało go jako społecznika i dobroczyńcę.

Oprócz pracy zawodowej, Stanisław prędko podjął się pracy na niwie społecznej. Przy katedrze lwowskiej istniało bractwo kupieckie, mające za patronkę Matkę Bożą Niepokalaną. Było to dawne bractwo cechowe, istniejące od XVII wieku. W księdze pamiątkowej jego członków znajdują się podpisy wybitnych mieszczan lwowskich, między innymi poety Zimorowicza. Bractwo to miało własną kaplicę w katedrze i corocznie 8 grudnia obchodziło uroczystym nabożeństwem swe święto patronalne. Stanisław należał do głównych członków bractwa i pierwszy podjął myśl uczynienia z niego stowarzyszenia o szerszym zakresie, które by było żywotną organizacją skupiającą w swych szeregach kupiectwo lwowskie. Pod jego kierunkiem bractwo kościelne stało się organizacją prawną pod nazwą „Stowarzyszenie kupców i młodzieży handlowej”. Brat był jego dyrektorem przez 25 lat. W tym czasie, administrując dochodami i wpłatami członków Stowarzyszenia, zakupił dla niego piękną kamienicę przy ul. Czarneckiego. Tam mieścił się na pierwszym piętrze Klub Kupców, ukochane jego kółko, gdzie w niedziele i święta zbierali się członkowie. Po 25 latach niestrudzonej pracy Stanisław zrezygnował ze stanowiska dyrektora, a wdzięczni koledzy wybrali go honorowym, dożywotnim jego prezesem. Postarano się również o jego portret, który wykonał artysta malarz Augustynowicz.

Stanisław był radcą w Radzie Miasta. Jaką pełnił funkcję?

Jako obywatel miasta Lwowa i członek rady miejskiej pracował przez kilkadziesiąt lat z całym zapałem dla dobra miasta, biorąc udział we wszystkich sprawach dotyczących ekonomicznego i kulturalnego rozwoju Lwowa. Szczególnie miał sobie powierzony dział dobroczynności jako wizytator miejskich domów sierot, domów starców i domów dla ubogich. Kierował sekcją dobroczynności do końca swego życia. Dodam, że wielką troską jego serca były również sprawa Polski i losy Kościoła. W zmartwychwstanie Ojczyzny wierzył niezachwianie, przeczuwał wojnę światową i nieraz mówił o niej swym dzieciom. Bronił wiary i Kościoła. Niekiedy nawet podczas posiedzeń Rady.

Miał czas przy tych wszystkich zajęciach dla swojej rodziny?

Prowadzenie sklepu, praca społeczna i charytatywna nie przeszkadzały mu poświęcić wiele czasu obowiązkom ojca rodziny. Najmilszą rozrywką po całodziennej pracy były wieczorne pogawędki z dziećmi przy wspólnej kolacji – mówił wtedy o Bogu, o życiu, świecie i wszechświecie, losach Ojczyzny i ludzkości. W lecie odbywał dalekie przechadzki za miasto i w okolice Lwowa, które dostarczały tematów do rozmów o przyrodzie i jej pięknie. Stanisław lubił obserwować życie zwierząt i ptaków, zbierał też chętnie polne i leśne kwiaty, z których układał artystyczne wiązanki.

 

Fragmenty książki ks. Marcina A. Różańskiego: „Rozmowy z bł. Bronisławem Markiewiczem”.

Fot. NAC

Inne artykuły autora

Pierwszy Salezjanin w Polsce

Droga do szczęścia Narodu: POWŚCIĄGLIWOŚĆ I PRACA 

Powrót do Polski