Po co to komentujesz?

Pod żadnym pozorem nie czytaj komentarzy! To stara zasada autorów i publicystów tworzących na potrzeby Internetu. Jednak czasami ciekawość skłania człowieka do złamania tej mądrej przestrogi. Tak też było w moim przypadku.

Pewnego dnia postanowiłem zajrzeć na katolickie portale społecznościowe i poczytać przemyślenia, które pojawiają się pod publikowanymi treściami. Już po chwili zorientowałem się, że oprócz sensownych komentarzy znajduje się tam także pewien rodzaj „wywodów”, które chciałbym poddać krytyce. Dla przykładu posłuży mi jeden z postów z naszego redakcyjnego profilu na Facebooku (Któż jak Bóg).

Zanim jednak zajmę się poważniejszymi sprawami muszę zaznaczyć, że nie będę tu rozwodził się nad komentarzami obraźliwymi, bluźnierczymi i głupimi. Tego przecież chcieliby ludzie, którzy piszą tego typu brednie. Uważam je za przejaw jakichś wewnętrznych problemów osobowościowych, a tym zajmują się odpowiedni specjaliści.

Komentarze pod katolickimi treściami można podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich to krótkie komentarze odnoszące się do autora tekstu albo redakcji portalu. Najczęściej padają zarzuty o wypaczanie nauki Kościoła, niecne intencje lub groźby w stylu: „Już więcej tutaj nie zajrzę”. W gruncie rzeczy są to komentarze pozbawione rzeczowej argumentacji, ale pozostawiają pewien niesmak, bo przecież chcielibyśmy się dowiedzieć, dlaczego ktoś doszedł do takiego wniosku i czy stoją za jego decyzją jakieś argumenty. Daje to przecież drugiej stronie możliwość obrony. Najczęściej jednak na tym krótkim komentarzu się kończy.

Drugi rodzaj opinii to przemyślenia osób, które (sądząc po treści) nie identyfikują się z Kościołem Katolickim. Znajdziemy tu różnego rodzaju ateistów, protestantów, biblijnych chrześcijan, świadków Jehowy i bliżej niekreślonych krytyków Kościoła. Schemat komentarza jest prosty. Na początek pytanie retoryczne w stylu: „Kiedy wreszcie Kościół zrozumie, że wyrzucił jedno z przykazań?”, albo „Gdzie w Biblii jest mowa o tym, że Maryja jest Matką Boga?”. Następnie staje nam przed oczyma cały zestaw biblijnych cytatów (często z wciśniętym CAPS LOCKIEM). Czytamy, czytamy, czytamy i dochodzimy do wniosku, że właściwie nic z tego nie wynika. Próbujemy dopytać, odpowiedzieć, nie zgodzić się z komentującym i wtedy zaczyna się cała seria komentarzy wyjaśniających i rozszerzających dane zagadnienie. Najczęściej pojawia się tu odniesienie do zasady „Sola Scriptura”, który w duchu ruchów protestanckich oznacza, że prawdą wiary może być jednie to, co zawarte w Piśmie Świętym. Problem polega na tym, że to właśnie Biblia mówi o prawdach, które wynikają z Tradycji, a sama zasada „Sola Scriptura” w Biblii nie została zapisana, albo mówiąc ściślej, nie została ona nigdzie postawiona jako zasada nadrzędna. Niestety nawet takie postawienie sprawy nie kończy całej serii treści, które przeczytamy w kolejnych komentarzach.

Gdy już cała dyskusja nabierze tempa nagle padają oskarżenia ad personam. No i w tym momencie, przynajmniej w moim przypadku, dyskusja się kończy. Pewnie są takie osoby, które czują się w świecie wirtualnym jak na arenie gladiatorów, ale ja niestety nie czerpię satysfakcji  z tego typu „igrzysk śmierci”. Z tyłu głowy kołacze jednak pewne pytanie: Po co niekatolicy i ateiści komentują posty na katolickich portalach?

Ja nigdy nie wpadłem na pomysł, żeby zaglądać na strony ateistów, protestantów i świadków Jehowy i tam wyżywać się na innych używając katolickiej apologetyki. Szanuję wolność wyboru przekonań i oduczyłem się naiwnego przekonania, że jak napiszę ciętą ripostę, to ktoś po chwili odpisze: „Ależ ty masz rację! Chcę być katolikiem”. Tak to niestety nie działa. Dobrze byłoby, gdyby druga strona zdawała sobie z tego sprawę.

Drodzy Komentatorzy! Treści, które publikujecie utwierdzają mnie w jednym: Kościół Katolicki ma rację, bo inaczej nie byłby tak atakowany. Niestety, ale niekatolickie komentarze, prawdopodobnie wbrew intencji autorów, jeszcze bardziej przybliżają mnie do Kościoła, a już na pewno nie przekonują mnie do porzucenia katolicyzmu.

Żeby jednak tradycji stało się zadość to zachęcam do pisania komentarzy pod tym wpisem. Przestrzeni do pisania jest wiele. Z góry jednak przepraszam, bo nie będę ich czytał.

 

Inne artykuły autora

O wymiarach ludzkiej cierpliwości

Odkryj wartość kierownictwa duchowego

Kręte drogi niewiary