Tania teologia

Już kilkadziesiąt lat temu abp Fulton J. Sheen zauważył, że we współczesnej nauce następuje proces powolnej degradacji. Nie chodziło mu jednak o kwestię moralną czy etyczną, ale o to, że powoli zaczynamy lokować poszczególne dziedziny nauki w niewłaściwych miejscach. Ze szkodą dla nauk dokonujemy uproszczenia ich przedmiotu, a także praw, którymi się rządzą.

Posługując się myślą F. Sheena, trzeba stwierdzić, że człowiek XX wieku zafascynowany był naturą i światem zewnętrznym. Zasmakował w obojętności i niereligijności, co z kolei doprowadziło do katastrofy i dwóch wojen światowych. Nauczony doświadczeniem próbował odnaleźć swoje miejsce w świecie, a będąc stworzeniem, sam zaczął nazywać się „twórcą”, a następnie „stwórcą”. W tym fałszywym przekonaniu humanistycznym człowiek zredukował jednocześnie własne istnienie do złożonego układu pierwiastków chemicznych. Życie stało się reakcją chemiczną. Taka postawa doprowadziła do sytuacji, w której teologia staje się psychologią, psychologia – biologią, a biologia – fizyką.

Myśl ta ma swoje konsekwencje praktyczne. Skoro teologia staje się psychologią to powinniśmy zauważać coraz silniejszą tendencję do psychologizowania życia duchowego. Czy tak się dzieję? Oczywiście, że tak! Może nawet tego nie zauważamy, ale od pewnego czasu język psychologii stał się językiem teologii. Mowa w nim o uczuciach, osobowości, ego, niespójności centralnej. Nie ma w tym nic złego, jeżeli tylko pamiętamy, że teologia zajmuje się psyche w odniesieniu do Boga.

W praktyce duszpasterskiej często spotykamy się z problemami psychologicznymi wiernych. Osoby z zaburzeniami należy oddawać w ręce specjalistów (chyba, że ktoś posiada odpowiednie wykształcenie, by z nimi pracować). Mądry kierownik czy spowiednik wykorzystuje wiedzę psychologiczną, ale nie jest ona pierwszorzędna w jego pracy. Spotykam czasami ludzi, którzy byli prowadzeni duchowo w sposób mało kompetentny i teraz nie mogą się pozbierać. Nie można podchodzić do sprawy lekceważąco. Drugi człowiek nie jest poligonem doświadczalnym dla domorosłych psychologów.

Ksiądz ma być specjalistą od relacji z Panem Bogiem i dzięki własnemu doświadczeniu może towarzyszyć duchowo swoim penitentom. Degradowanie teologii do psychologii duchowości powoduje, że zaczynamy do kwestii wiary podchodzić bardzo „po ludzku”. W całym procesie rozwoju istotną rolę odgrywa natomiast działanie Boże, a tego psychologia nie bierze pod uwagę. Z drugiej strony uważać trzeba na odrzucanie psychologii w tzw. formacji ludzkiej. Paweł VI w encyklice Sacerdotalis coelibatus pisze: nie należy się spodziewać, że w tej dziedzinie Łaska Boża uzupełni to, czego zabrakło naturze. Psychologia jest potrzebna, ale teologii nie zastąpi. Rozwój duchowy dokonuje się bowiem nie dzięki samodoskonaleniu, ale w relacji do Chrystusa.