Kiedy pracowałem w parafii i byłem duszpasterzem akademickim (teraz pracuję w szkole). Pewien student przyprowadził do mnie swojego „przyszywanego” dziadka. Jego biologiczni dziadkowie zmarli zanim zdążył ich poznać.
Obok mieszkał pewien emeryt, który z dnia na dzień stawał się mu coraz bliższy. W końcu traktował go jak własnego dziadka, a sam czuł się traktowany jak wnuk. Przyprowadził go, bo starszy człowiek bardzo chciał powrócić na łono kościoła. Przez dużą część życia pracował w Milicji Obywatelskiej. Tak twierdził. Był gorliwym funkcjonariuszem, którego wiele osób znało i w swoim czasie budził strach. Przez wiele lat był wierzącym komunistą. Dzisiaj bał się przyjść do kościoła, bo nie wierzył, że ludzie mu wybaczą. Wątpił w to, czy Bóg może mu wybaczyć to, co przeciw Kościołowi zdziałał. Trudno mu było uwierzyć w wielkość miłosierdzia.
Strachliwy jak gołąb
Kiedy czyta się lub słucha opowieści o Jonaszu, strach przeplata się że zdziwieniem. Bóg kieruje do niego wezwanie, ale on nie chce go podjąć. Ma się udać do Niniwy, a płynie do Tarszisz (dokładnie druga strona świata). Obawia się wyśmiania, cierpienie, pracy proroka. Bo praca proroka to nie odgadywania numerów totolotka, ale wzywanie do nawrócenia. Wielu z nas to tacy wystraszeni prorocy. Jak gołębie (Jonasz oznacza gołąb) uciekamy gdy tylko ktoś krzywo spojrzy. Boimy się przeżegnać w restauracji przed jedzeniem, zrobić znak krzyża na początku podróży. Bo ktoś krzywo popatrzy, coś powie, wyśmieje. Konkretny znak, słowo, stawiane wymagania to działanie prorockie. Odważna wiara to mocne działanie proroka.
fot. Prorok Jonasz – fresk autorstwa Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej